80 lat temu zakończyła się wojna, nie niewola

W tym roku minęło 80 lat odkąd zakończył się największy konflikt zbrojny w historii ludzkości. II wojna światowa pochłonęła miliony istnień, pozostawiła nasze miasta w gruzach – podobnie jak marzenia straconego pokolenia. To, co wydarzyło się 8 maja 1945 nie było żadnym wyzwoleniem, a wplątaniem Polski do niewolniczego systemu, w którym rolę kata przyjął wschodni sąsiad – Związek Radziecki.

Kłopotliwe położenie

Europa Środkowa, wrzesień 1939 roku. Niezwykle ciepły koniec lata. Atmosfera wojny wyczuwalna jest od kilku miesięcy. Polski ambasador w Niemczech, Józef Lipski, otrzymuje jednoznaczne ultimatum od przywódcy III Rzeszy.

– Podjęcie kolejnych kroków nie obędzie się bez rozlewu krwi. Przesunięcie granicy ma znaczenie wojskowe. Polak nie jest po prostu dodatkowym wrogiem. Polska zawsze będzie stała po stronie naszych przeciwników. Wbrew układowi o przyjaźni, w Polsce w dalszym ciągu istniała wola, by wykorzystać przeciwko nam każdą nadarzającą się okazję. Odzyskanie Gdańska nie jest naszym głównym celem. Naszym celem jest rozszerzenie naszej przestrzeni życiowej na wschodzie i zapewnienie wyżywienia naszemu narodowi – mówił Adolf Hitler do swoich dowódców w maju 1939 roku.

Tymczasem nikt w Polsce nie myśli o oddaniu Gdańska czy innych fragmentów ojczyzny, o której każdy skrawek, przed laty walczono tak krwawo. Powoli staje się jasne, że nad nasz kraj zbliża się nawałnica, która zmieni go na zawsze.

– Od Bałtyku Polska odepchnąć się nie da! My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor – odpowiada kanclerzowi Rzeszy, wiceminister Spraw Zagranicznych Polski – Józef Beck.

Noc 1 września 1939 roku. Ludzie pogrążeni w niespokojnym śnie. Każdy wie, co się szykuje, ale ma nadzieję, że przeczeka burzę, że śmiercionośny huragan przejdzie bokiem. Rano dzieci pójdą do szkoły, elementarz już przygotowany. Jest cicho, złowieszczo cicho. Po kraju rozchodzą się pogłoski o ogromnym ruchu na niemieckiej granicy. To pewnie jakieś manewry, sądzą niektórzy. Większość wie, co się święci. Wojskowi zostali postawieni w stan gotowości. Pierwsze promienie słońca powoli przebijają się na horyzoncie.

Nagle coś wyłania się z oddali – 4:40, Wieluń. Śmigła samolotów przelatują nad głowami pograniczników. Złowieszczo rozdzierają przestrzeń. Później, kolejne i kolejne. Ziemia drży. Zbliżają się niemieckie tanki. Słychać wystrzały armat i salwy z pistoletów. Pokój powoli staje się pieśnią przeszłości, podobnie jak zabudowania przygranicznego miasteczka.

Mija 17 dni. Sojusznicy, którzy obiecywali pomoc, nie nadchodzą. Po polskich miastach przejeżdżają wozy opancerzone i ciężarówki z czarnym krzyżem, ulicami maszerują żołnierze ze srebrnym orłem na piersi. Nie jest to ptak przyjazny, dobrze znany, z koroną na głowie. To maszkaron, trzymający w zakrwawionych szponach, wieniec, z przejętym przez nazistów hinduskim symbolem szczęścia.

17 września 1939 roku, cios od wschodu. Do Polski wkracza ,,bohaterska Armia Czerwona”. Na terenach II Rzeczpospolitej wita ją ,,rycerski Wehrmacht”. W Brześciu obie formacje urządzają wspólną defiladę. Na trybunie, niemiecki generał – Heinz Guderian, ojciec Blitzkriegu, który pomógł tak efektownie pokonać znienawidzonego sąsiada. Obok niego stoi śniady, radziecki oficer – Siemion Kriwoszein. Podziwiają upadek ,,wersalskiego bękarta”.

– Oczywiście to wszystko jest grą, w której chodzi o to, kto kogo przechytrzy – powiedział Józef Stalin po podpisaniu traktatu Ribbentrop-Mołotow, kilka tygodni wcześniej.

Ale przyjaźń nie trwa długo. Po prawie dwóch latach od brzeskiej parady, 22 czerwcu 1941 roku, Wehrmacht wbija się głęboko w terytorium swojego byłego sojusznika. Stalin czuje się zdradzony, a niemieckie wojska prą naprzód.

Wyzwolenie z bagnetem na plecach

Początek 1945 roku. Armii Radzieckiej udało się odwrócić losy wojny. Sprzymierzeni święcą triumfy na wszystkich frontach. Paryż i Rzym zdobyte. Armia Czerwona, która od sierpnia 1944 roku czekała na linii Wisły, w końcu ruszyła z ofensywą. Warszawa została ,,wyzwolona”, a w zasadzie to, co z niej zostało. W styczniu Sowieci wchodzą na tereny niemieckich obozów zagłady. Nawet dla nich taki widok jest czymś szokującym. Polska – kraj, który jeszcze kilka lat wcześniej był rozwijający się, a także aspirujący do miana europejskiej potęgi, teraz jest jednym wielkim cmentarzem.

– Nie Niemcy, ale Polska to nasza największa zdobycz wojenna – powiedział Józef Stalin. W taki sposób odebrał zemstę za hańbę 1920 roku.

Sowieci weszli na teren ,,Tysiącletniej Rzeszy”. Nikt nie wita ich z kwiatami, kobiety nie wrzeszczą z radości. Właśnie, nie z radości. Bo prawda o bohaterskiej Armii Czerwonej jest zupełnie inna. To nie byli żadni wyzwoliciele. Swój szlak bojowy naznaczyli rabunkiem, gwałtem i śmiercią. Co prawda, Niemców przegonili, ale za sobą zostawili coś gorszego – ,,ruski mir”. Sztandar ze swastyką, zastąpiła czerwona chorągiew z sierpem i młotem. Wśród ,,wyzwalanych”, czerwona gwiazda budzi nawet większy strach od trupiej czaszki.

– Kto pierwszy wita Armię Czerwoną, ten pierwszy pada pod jej ciosem – pisał rosyjski pisarz Wiktor Suworow.

Te słowa idealnie obrazują nową epokę. Sojusz robotniczo-chłopski nareszcie ,,utrąci łeb parszywym kapitalistom, podstępnym wyzyskiwaczom”. Fakt, że można nazwać tak każdego? To drobiazg! Ważne, żeby był porządek. Skąd to rozczarowanie? Przecież Józef Stalin dostał w Jałcie swój kawałek tortu, podany na tacy przez Churchilla i Roosevelta, to teraz może go doprawiać, jak chce. W Polsce następuje terror nie mniejszy niż za okupacji niemieckiej.

– Każdemu, kto podniesie rękę na władzę, władza tę rękę odrąbie – mówił w 1956 roku, premier Józef Cyrankiewicz.

Demokracja to marny slogan, którym można karmić propagandę. Prawda staje się pierwszą ofiarą wojny. Historię, dzieje, świadomość narodową piszą zwycięzcy. Nie brzmi znajomo?

Uważasz materiał za interesujący? Podziel się!

Opublikuj komentarz