Okruchy życia | Hajpowisko #15
Życie. Tylko pięć liter, a niosą ciężar całego naszego istnienia. Pojawia się nieproszone i znika nieuprzedzone. Zostawia po sobie bałagan, ślady, łzy. I pytania, na które nie ma odpowiedzi.
Był kiedyś taki film z Eddiem Murphym. „Life” – po polsku: „Życie”. Komedia, ale nie taka do rechotu(chociaż momentami). To był film o dwóch gościach niesłusznie skazanych na dożywocie, których łączyło jedno – walka o godność i sens mimo totalnej beznadziei. Śmieszne? Owszem. Ale podszyte czymś znacznie głębszym. Tą gorzką świadomością, że czas to jedyna rzecz, której nie da się kupić. A przecież właśnie z niego składa się całe życie.
I choć to tylko film, to dziś – w świecie, gdzie wszystko pędzi, a ludzie klikają w informację o śmierci z taką samą obojętnością jak newsy o pogodzie – przypomina nam o tym, że życie nie jest oczywistością. To nie aplikacja, którą można zresetować. To nie post, który usuniemy. To nie plan tygodnia, który da się poprawić.
Do napisania tego skłoniła mnie tragiczna wiadomość o śmierci Diogo Joty. Napastnika Liverpoolu. Facet w sile wieku, świeżo po ślubie. Ojciec, mąż, piłkarz. Miał przed sobą przyszłość – ale ta nagle się skończyła. I nie chodzi tylko o stratę sportowca. Chodzi o brutalną konfrontację z rzeczywistością. Śmierć przychodzi wtedy, kiedy chce. Nie pyta o plany. Nie interesuje jej, że masz dzieci, że chcesz pojechać na wakacje, że jeszcze nie powiedziałeś ojcu, że go kochasz.
Śmierć nie dzwoni. Po prostu wchodzi.
Jak złodziej, który nie chce twoich rzeczy – tylko ciebie. I zabiera cię bez słowa.
Nie musisz być piłkarzem. Nie musisz być sławny. Możesz być Stefan spod piątki, co rano wychodził po bułki i nikomu nie wadził. Możesz być dziewczyną, która właśnie zdała maturę i miała iść na medycynę. Możesz być dzieckiem, które dopiero zaczyna rozumieć świat. Możesz być każdym – i dlatego właśnie to takie przerażające.
Śmierć to jedyny moment w życiu, w którym naprawdę jesteśmy równi.
Tylko że problem nie jest ze śmiercią. Problem zaczyna się po niej. Bo to nie ona cierpi. Cierpimy my – ci, co zostają. Ci, którzy nie zdążyli czegoś powiedzieć. Ci, którzy zostali z winą, żalem, pytaniami. Ze wspomnieniami, które bolą jak drzazga pod skórą, której nie da się wyjąć.
I wtedy właśnie przypomina mi się inny film. Film, który powinien być wyświetlany w każdej szkole, sali sejmowej, w każdej pieprzonej redakcji brukowca, który sprzedaje ludzkie dramaty jak świeże bułki.
„La Vita è Bella”. „Życie jest piękne”.
Film o ojcu, który w środku Holokaustu robi wszystko, by jego syn nie zorientował się, że świat to piekło. Że ludzie to bestie. Że śmierć zagląda w oczy codziennie. Gra z nim w grę – w życie – do samego końca. Bo wie, że jeśli dziecko uwierzy, że życie to coś więcej niż przetrwanie, to świat jeszcze nie przegrał. Że jeśli choć przez chwilę uwierzy, że jest sens, że można się śmiać mimo cierpienia – to wygrywa. Ojciec umiera. Ale nie przegrywa.
Bo zostawił coś więcej niż siebie. Zostawił nadzieję.
A teraz spójrzmy w lustro. I co widzimy?
Naród, który kłóci się o wszystko. Który szydzi z chorób. Który w komentarzach pod nekrologami potrafi pisać „karma wraca”. Ludzi, którzy śmierć traktują jak mem. Jak zasięg. Jak viral. Śmierć nie obchodzi tych, którzy jej nie przeżyli – tylko tych, którzy przeżyć muszą dalej.
Dlatego nie piszę tego felietonu, żeby się żalić. Piszę go, bo jesteśmy zbyt leniwi, żeby docenić życie. Zbyt zajęci bólem dupy o rzeczy, które za rok będą bez znaczenia. Zbyt pyszni, by przyznać, że jesteśmy śmiertelni.
Nie chodzi o przypadek Joty. Ani o twoją babcię, której nie odwiedziłeś przed śmiercią. Chodzi o to, że zapomnieliśmy, jak wygląda szacunek do życia. Do drugiego człowieka. Do samego siebie.
Bo życie, choć jest tylko okruchem, potrafi uderzyć w nas jak lawina.
Nie wiem, co będzie jutro. Nikt nie wie. Ale wiem jedno – jeśli chcesz coś powiedzieć, zrób to dzisiaj. Jeśli chcesz kogoś przeprosić – nie czekaj. Jeśli się boisz – powiedz o tym. Nie chowaj emocji do grobu. Bo może nie zdążysz ich stamtąd wyjąć.
Obejrzyj „Życie”. Tę niedocenioną perełkę z Eddiem Murphym. Zobacz „Życie jest piękne” – arcydzieło, które w najciemniejszym tunelu pokazuje, że człowiek ma prawo się śmiać, nawet gdy wszystko wali się wokół. Bo oba filmy uczą jednego: to życie powinno dostawać brawa, nie śmierć. A mimo to wciąż, jak idioci, klaszczemy tej drugiej. W newsach, w komentarzach, w codziennym cynizmie. Czas przestać. Czas przestać stawiać pomniki śmierci i w końcu zauważyć to, co naprawdę warte jest pamięci. Życie. Zwykłe, kruche, popieprzone życie.
Bo życie jest wszystkim, co mamy. Nawet jeśli czasem go nienawidzimy.
Hajpowisko to cotygodniowy cykl felietonów ukazujący świat w krzywym zwierciadle. Piszemy o wszystkim i o niczym, bez tabu.
Uważasz materiał za interesujący? Podziel się!
Opublikuj komentarz