O co chodzi z tą piłką? | Hajpowisko #31

Futbol miał być prosty. 22 typa, dwie bramki, piłka — reszta to poezja. A dziś? Poezja została, tylko że w formie regulaminu na 180 stron i prezentacji o „przepływie decyzyjnym”. Zamiast „kto strzeli więcej”, mamy „kto lepiej wytrzyma wideokonferencję przy monitorze”. Niby ten sam sport, ale jakby grany na autopilocie — z przypisem, że autopilot potrzebuje aktualizacji.

Mam piłkę w życiu od dziecka. Kopanie po czole w juniorach, telewizor z taśmą izolacyjną po mundialu, wieczory z Ekstraklasą i poranki z Ligą Mistrzów. I pierwszy raz od dawna czuję, że nie ogarniam. Nie gry. Systemu. Jedna sobota — karny jak z reklamy instruktażu; tydzień później to samo „nie karny, bo intensywność jak na jogę”. Raz bramka, raz „ofensywny faul z epoki węglowej”. A między tym wszystkim VAR — ten wielki Zbawca, który miał nas zbawić od błędów, a zbawił z… spontaniczności.

Kiedyś czekało się na mecz tygodnia, żeby zobaczyć, jak technika spotyka się z instynktem. Teraz czekasz na powtórkę, żeby zobaczyć, jak instynkt przegrywa z tabelką. Futbol zamienił się w reality show z opóźnieniem: najpierw emocje, potem analiza. I każda decyzja wygląda jak rozprawa — bez sądu, ale z aktami sprawy i podpisem VAR-a na końcu.

VAR, czyli piłka warunkowa

Od kiedy wjechał VAR, każdy gol ma asteriks. Zanim krzykniesz, zanim przytulisz szwagra, zanim dziecko zdąży spytać „tata, to już?”, zaczyna się liturgia: „sprawdzamy możliwego spalonego”, „sprawdzamy możliwy faul”, „sprawdzamy możliwego kucharza w loży VIP”. Siedzisz, patrzysz na piksele na milimetrze koszulki i modlisz się, żeby linia była łaskawa.

Bo dziś o losie bramki decyduje geometria, nie geniusz. I jak już zaczynaliśmy wierzyć, że pół-automatyczna technologia spalonego przyspieszy ten cyrk, to dostaliśmy ironię sezonu: system czasem działa, a czasem „dzisiaj nie, proszę pana”, i wracamy do rysowania kresek od linijki. Futbol XXI wieku: gol zależy od tego, czy serwery mają dobry humor.

Nie chodzi nawet o to, że VAR się myli (bo ludzie obsługują), tylko że zjada emocję. Pamiętasz ten moment „piłka w siatce — wybuch”? Teraz masz „piłka w siatce — zawiecha — mail z załącznikiem — wyrok”. Kibic przestaje reagować spontanicznie, bo nauczył się czekać na decyzję jak petent w urzędzie. Gol nie cieszy, gol się zatwierdza.

I tak, znajdziesz sędziów, którzy mówią wprost: stworzyliśmy potwora, który miał ratować, a wysysa duszę z meczu. Czyli zamiast mniej kontrowersji — mamy je na ekranie 4K, w slow-mo i z komentarzem z call center. VAR stał się religią, w której świętym obrazem jest ekran, a kazanie głosi technik od kabla HDMI.

Spalony, ale jaki?

Kiedyś było „w linii” i nara. Potem „każdy fragment ciała aktywnego do gry”. Teraz jeszcze dokładamy warstwy: „zamach na ducha gry”, „wpływ na obrońcę”, „impakt na bramkarza”, „czy próbował, ale nie dotknął”. Do tego jeszcze pomiar „momentu kontaktu z piłką” w 60 klatkach, jakbyśmy badali trajektorię rakiety, a nie centrę z bocznej.

A w tle ciągle majaczy reforma, którą pcha Arsène Wenger: słynny „daylight offside” — masz być na spalonym dopiero, gdy CAŁY jesteś przed obrońcą. Brzmi normalnie jak na piłkę uliczną. Tyle że między pomysłem, testami a wdrożeniem pełną parą jest cały labirynt federacji. Coś się rusza? Tak. Szybciej, niż działa pressing? Nie.

A w codzienności i tak rządzi pół-automatyczny spalony: kamera, siatka punktów na ciele, 3D, decyzja w kilkadziesiąt sekund (jak nie ma awarii). UEFA w Lidze Mistrzów? Pełna akceptacja. Premier League? W końcu wdrożyli, chwalą się nawet gęstszą „siatką” pomiaru niż FIFA — i dalej zdarzają się kwasy, opóźnienia, powroty do manuala, a kibice mają déjà vu. Technologia nie zlikwidowała dyskusji. Ucywilizowała kłótnie. Teraz nie krzyczymy na sędziego, tylko na piksele.

Nowe „proste” zasady, czyli kolejna warstwa tortu

W tle przepisów też się dzieje. IFAB na ten sezon dorzucił kilka „uporządkowań”:
– 8 sekund na piłkę w rękach bramkarza z widocznym odliczaniem gestem (tak, teraz będziemy liczyć niczym sędzia bokserski),
– możliwość wprowadzenia zasady „tylko kapitan rozmawia” z arbitrem (żeby mecz nie zamieniał się w naradę wiejską),
– i „sin bin” — tymczasowe wykluczenia dla pyskaczy w młodzieżówce, weteranach, amatorszczyźnie (bo gdzieś trzeba wreszcie nauczyć kultury dyskusji).

Ładnie, sensownie, potrzebnie. Tylko pamiętaj: każda „drobna korekta” to kolejna rzecz do ogarnięcia dla sędziego, trenerów, zawodników i widzów. A piłka miała być „tędy lepiej, prościej”. Tymczasem każdy sezon to nowe szkolenie, nowa interpretacja, nowy „duch gry”. Tylko że duch, jak wiemy, jest niewidzialny, a czasem nawet martwy.

Dlaczego mam wrażenie, że mecz trwa dłużej, a czuję mniej?

Bo futbol przeszedł z „błędów ludzkich” na „błędy proceduralne”. Zamiast „sędzia nie widział” mamy „sędzia widział, VAR widział, ale protokół mówi co innego”. Zamiast „zabrakło centymetra” mamy „zabrakło klatki w kalibracji”. Zamiast „gwizdnął głupio” mamy „nie mógł, bo interwencja VAR jest tylko przy zdarzeniach X, Y, Z”. I to wszystko jest prawdą. I wszystko jednocześnie jest nudne.

Futbol to był chaos ujarzmiony talentem. Teraz to bywa procedura przykryta emocją.
Mecze coraz dłuższe, decyzje coraz dokładniejsze, emocje coraz słabsze.
Kiedyś piłkarz ryzykował, bo wiedział, że może być bohaterem albo idiotą.
Dziś ryzyko kalkuluje z systemem.
Zamiast czuć mecz, czują presję recenzji.

To co z tym zrobić?

Nie ma powrotu do epoki kamiennej. Nikt już nie wyłączy ekranów i nie powie „gracie na czuja”.
Ale są trzy rzeczy, które da się zrobić od zaraz i nie wymagają Nobla:

Czas i granice VAR. Interwencja tylko wtedy, gdy jest krzycząca pomyłka — i „strzał zegara”: 60 sekund na werdykt przy spalonym, 90 przy karnym/czerwonej. Nie ma? Wracamy do decyzji z boiska. Koniec z archeologią pikseli. (Tak, to wymaga odwagi — ale przywraca rytm).

Wyjaśnienie dla ludzi. Krótkie, natychmiastowe audio z wozu VAR do głośników/TV: „Decyzja: spalony. Powód: aktywny wpływ X, linia Y, rama Z.” Kibic nie jest petentem. Kibic jest współwłaścicielem tej gry.

Skala kar i ręka. Ujednolicić „rękę”: zamiar/ręka powiększa ciało — karny; trafienie z bliska w naturalnej pozycji — nie. Kropka. Nie interesuje mnie 48 wyjątków i 11 obrazków poglądowych.

A jeśli ktoś chce „prawdziwej reformy”, to proszę: daylight offside i pół-automatyka jako standard na każdym top-poziomie. Nie dlatego, że kochamy gadżety. Dlatego, że atak w piłce potrzebuje odrobiny przewagi, a pół-automatyka — równego pola dla wszystkich. I żadnych meczów na „starym ołówku”, bo akurat „chmura siadła”.

A na koniec — o duchu gry

Nie mam alergii na technologię. Mam alergię na zabijanie momentu. Ten sport żyje z tego, że człowiek ryzykuje, myli się, poprawia, wygrywa o cal. Technologie mają być pasem bezpieczeństwa, nie autopilotem. Sędziowie — przewodnikami, nie notariuszami. A my — kibicami, nie audytorami.

Wrzućcie nam mniej slajdów, więcej czucia. Mniej pikseli, więcej logiki. Mniej „zatrzymanych klatek”, więcej płynności. Bo jak mamy kochać futbol w wersji PDF, to przeprosimy się z futsalem na osiedlu: tam linie są krzywe, bramki za małe, a decyzje zapadają od ręki. I wiesz co? Wszystko wiadomo.

Bo piłka, mimo wszystko, jest dalej tą samą grą.
Tylko trzeba jej pozwolić nią być.
Bez miliona replayów, bez ściemy, bez lęku przed błędem.
Bo w błędzie też jest piękno.
W błędzie jest człowiek.
A bez człowieka — futbol to tylko ruchomy obraz na ekranie.
 O co chodzi z tą piłką?
O to, żeby znów była ludzka.
Bo futbol, który przestaje się mylić — przestaje być prawdziwy.

Uważasz materiał za interesujący? Podziel się!

Opublikuj komentarz