Donald Trump jak Neville Chamberlain chce dać pokój Europie

Ostatnie działania Donalda Trumpa są mocno zastanawiające. Sprawiają, że europejscy sojusznicy USA zastanawiają się, kogo Amerykanie naprawdę wspierają, świat zachodni czy Rosję. Dodatkowo zdumiewające są żądania prezydenta Trumpa odnośnie do Grenlandii należącej do Danii i próby „Anschlussu” Kanady. W całym tym politycznym cyrku amerykański miliarder przypomina bardziej brytyjskiego premiera sprzed II wojny światowej — Neville’a Chamberlaina niż przebojowego Ronalda Reagana. Oby efekt nie był taki sam.

Trump i jego „misja pokoju” – nieudane próby zakończenia wojny w Ukrainie

W głowie Donalda Trumpa, ekscentrycznego i pewnego swej nieomylności miliardera, pojawia się wyobrażenie siebie samego jako „Wybrańca” (Apprentice) mającego osobistą misję przywrócenia pokoju na świecie. W swoim megalomańskim śnie uważa, że podejściem czysto pragmatycznym i biznesowym można załatwić każdy konflikt. Teraz znalazł się w momencie, w którym plany zakończenie wojny w Ukrainie „w jeden dzień” nie są możliwe. Z tego powodu musiał znaleźć sobie kozła ofiarnego, dlatego w asyście wiceprezydenta Vance’s, mocno zbeształ Wołodymyra Zełenskiego, obarczając go odpowiedzialnością za fiasko szybkich rozmów pokojowych.

Zarzuty wobec Zełenskiego – Trump obarcza winą Ukrainę za fiasko rozmów pokojowych

Mógł zrzucić winę na drugą stronę, bardziej intensyfikując działania przeciwko nowemu „imperium zła” i pokazując, że nie jest „miękiszonem”. Chyba cały czas łudzi się, że jest w stanie wyciągnąć Rosję ze strefy wpływów Chin. To jedyne logiczne usprawiedliwienie jego działań wobec państwa sterowanego przez Putlera (Putina). Nie chcę doszukiwać się tutaj drugiego dna, bo nie mam żadnych twardych dowodów na zdradę 47. prezydenta USA. Podobno Rosjanie mieli kiedyś wyciągnąć Trumpa z długów. Pojawia się także tajemniczy pseudonim „Krasnov”, który miał być jego rzekomym kryptonimem w KGB. Brzmi to mało przekonująco, ale jego działania czasami wyglądają tak jakby, miał od środka rozsadzić Amerykę.

Czy Trump próbuje wyciągnąć Rosję ze strefy wpływów Chin?

Po prostu Trump już taki jest. Kontrowersyjny, bezpardonowy i przekonany o własnej nieomylności. W pierwszej kadencji otaczał się osobami, które miały jakiekolwiek kompetencje i potrafiły mu się przeciwstawić. Uznał ich za zbyt miękkich i obarczył winą za porażkę w 2020 roku. W kolejnej kampanii uznał, że musi otoczyć osobami się, w jego postrzeganiu świata, silnymi. W wygraniu w pewien sposób pomogli mu Demokraci, wystawiając bardzo słabą kandydaturę Kamali Harris. Większe szanse miałby nawet mający problemy z pamięcią prezydent Joe Biden. Amerykanom znudziła się jednak niedołężność Partii Demokratycznej i ponownie wybrali skandalicznego populistę. Trump otoczył się tym razem szarlatanami, megalomanami i makiawelistami, którzy zawsze przytakną i wspomogą chore wizje republikańskiego demagoga.

Zmiana otoczenia Trumpa – lojalni doradcy i niebezpieczna polityka

Z jednej strony chce bawić się w zbawcę narodów, a z drugiej grozi własnym sojusznikom, że zajmie ich terytoria. W dodatku jest permanentnym kłamcą, który zaprzecza własnym słowom, chociażby, kiedy nazwał Zełenskiego dyktatorem, a później się tego wypierał. Doskonale zdaje sobie sprawę, że działa z pozycji siły, a wykończona Ukraina jest zależna od jego decyzji. Cała sytuacja przypomina groteskę znaną jako dyktat monachijski. We wrześniu 1938 roku, premier Wielkiej Brytanii — Neville Chamberlain był przekonany, że środkami pokojowymi da się ujarzmić napięcie w Europie. Sytuacja jest jednak trochę inna, na Ukrainie toczona jest pełnoskalowa wojna. Mimo to Trump podobnie jak Chamberlain, chce decydować o pokoju, zmuszając do ustępstw wobec dyktatora i to bez uczestnictwa państwa zaatakowanego.

Uważasz materiał za interesujący? Podziel się!

Opublikuj komentarz