Ekonomia Strachu

„Wstaje jak co dzień rano i okazało się, że świat pojebało.”

Tak to brzmi w głowie. Budzik. Kubek. Telefon. Pierwsze powiadomienie wali w mostek, drugie dokręca, trzecie robi z serca tamburyn. I znowu to samo pytanie: czy świat naprawdę przyspieszył, czy po prostu stoi nam już w domu, w kieszeni, w źrenicach?

Chciałbym „zacząć od początku”, tylko że początek się skończył. To nie serial z sezonami, to taśmociąg: inne imię, inny kontynent, ta sama choreografia. Ostatnio mój feed kręcił się na trzech kadrach:

  • Charlotte – morderstwo młodej Ukrainki w miejskim pociągu.
  • Utah Valley University – zabójstwo Charliego Kirka podczas kampusowego wydarzenia.
  • Polska – drony nad naszym niebem.

Różne mapy. Jeden mechanizm: brutalizm → groza → dezinformacja. Jedziemy.


Charlotte. Dziewczyna, która miała jutro

Ma na imię Iryna. Dwadzieścia trzy lata. Bilet „do normalności”: ucieczka przed wojną, nowy język, praca, plan na zawód, zwykłe „zaraz będę w domu”. Sierpniowy wieczór, miejska kolejka Blue Line. Siedzisz w słuchawkach, kapsuła z klimatyzacją udaje bezpieczny świat. Wsiada mężczyzna w pomarańczowej bluzie. Trzy pchnięcia nożem. Koniec filmu, który miał trwać.

Reszta to już język państwa: areszt, zarzuty, także federalne (za przemoc w transporcie masowym), możliwa kara najwyższa. Ale mnie rozrywa język rutyny: że to była zwykła trasa; że w tym kursie nie było ochrony; że ktoś czekał z kolacją; że ojciec żegnał córkę przez ekran z Kijowa. I że po minucie tragedia trafia do ramówki. Klip z monitoringu robi rundę honorową po serwisach. Telewizje składają timeline z cudzych Instastories. W komentarzach odpalamy wojny zastępcze: o migrację, o prawo, o „czyja to wina”. Człowiek znika pod szablonem.

To jest współczesna podwójna śmierć: najpierw w wagonie, potem w feedzie. Najpierw realne ciało, potem cyfrowy spektakl. Iryna miała mieć jutro. Zostało „udostępnij”.


„Kirk”. Imię wciągnięte w maszynkę

Charlie Kirk, 31 lat. Twarz młodej amerykańskiej prawicy, współzałożyciel Turning Point USA, ktoś, kogo feedy znają nawet ci, którzy nigdy nie kliknęli „obserwuj”. Wydarzenie na kampusie w Utah, jego firmowy format: „Prove Me Wrong” – przyjdź, spróbuj mnie przegadać. Strzał. Upadek. Panika. Ucieczka sprawcy przez dachy. Obława i po kilkudziesięciu godzinach zatrzymany 22-latek. Milczy. Śledczy składają okruchy: broń, łuski (z tym naszym epokowym groteskowym detalem – grawerki-memy, bo nawet łuska chce dziś mieć przekaz), cyfrowe tropy, rozmowy z rodziną. Motyw – wciąż badany, a więc idealny dla tych, którzy nie znoszą ciszy.

I zaczyna się nasz rytuał: imię zamienia się w hashtag, człowiek w tezy. Jedni stawiają pomnik, drudzy wyrok, trzeci szyją spisek. Prawica mówi o politycznej przemocy; lewica – o kulturze broni; reszta – o „tym wszystkim”. Miasto robi czuwania, internet robi tribunal X. Zdanie „poczekajmy na ustalenia” brzmi jak herezja, bo feed nie cierpi próżni. Pustkę wypełnia para. A „para” klika się najlepiej.

W tym wszystkim ginie jedna prosta informacja: ktoś zginął przed oczami ludzi, którzy przyszli na rozmowę. I jakkolwiek oceniasz jego poglądy – to zdanie powinno wbić w fotel bez dopisku „ale”.


Drony. Brzęczenie, które nie daje spać

Nad Polską przeleciało kilkanaście–dziewiętnaście rosyjskich dronów. Bez głowic, z minimalnymi szkodami, za to z przekazem czytelnym jak neony: sprawdzamy wasz radar i cierpliwość. Myśliwce idą w powietrze, na chwilę siada lotnisko, padają alerty, konferencje, nowe „procedury”. Z naszej strony pada słowo „test”, zza oceanu na moment słychać chłodniejsze „może nie celowe” – i już głośniej niż rotory słychać dysonans w chórze sojuszu. W tym samym czasie Rumunia melduje swoje dronowe halo?. Europa łyka tabletkę na kołatanie i udaje, że to tylko pogoda.

Dron to broń i metafora. Jest i go nie ma. Niebo z tła zamienia się w interfejs: zamiast „ładnie” widzisz „obiekt”, zamiast chmur – „trajektorię”. Wczoraj mówiliśmy o obiedzie; dziś – o eskalacji. A internet tylko na to czeka, bo dronem świetnie karmi się panika detaliczna: stare wideo z nową metką „dziś rano” i już pół kraju oddycha płycej.


Wspólny mianownik: ekonomia adrenaliny

Trzy światy, jedna waluta – uwaga. I jedna przewaluta – strach. Platformy działają jak kasyna. Krupier rozdaje zdarzenia, ale stół żywi się twoim tętnem. Nic tak nie konwertuje jak lęk o dziewczynę w pociągu, gniew na „tych drugich”, brzęczenie nad dachem. Emocja jest szybka. Weryfikacja jest wolna. Prawda wiąże buty. Kłamstwo jedzie hulajnogą.

I dlatego masz wrażenie, że „poziom wzrasta”. Może nie wzrasta obiektywnie – wzrasta bliskość. Tragedia nie jest „gdzieś”. Jest „tu”, bo „tu” to ekran, którego dotykasz między łykiem kawy a SMS-em do mamy.


Dezinformacja: rzemiosło dziury

Tam, gdzie brakuje faktów, rośnie grzybnia opowieści.

  • Półprawdy: zdanie, które może być prawdziwe, mówione tonem na pewno.
  • Recykling grozy: stare nagranie z nową metką – najtańszy sport internetu.
  • Detale bez źródła: „zobaczcie cień na klatce 3:07” – brzmi ekspercko, nie znaczy nic.
  • Zastępcze motywy: zanim prokurator cokolwiek powie, sieć już wie dlaczego.
  • Estetyka pewności: mapa bez skali, timeline bez weryfikacji, „ekspert”, co widział tytuł i już ma wniosek.

Po trzech scrollach czujesz, że „wiesz”. Po trzech dniach zostaje zmęczenie i obcość. A najbardziej perfidne jest to, że to się opłaca – komuś zawsze.


Anatomia lęku: co to robi z ciałem

To nie jest tylko „problem informacyjny”. To fizjologia. Tętno robi sprinty bez twojej zgody, kora czołowa idzie spać, włącza się gadzi autopilot. Zaczynasz reagować zamiast myśleć. A platformy to kochają: człowiek w trybie „walcz/uciekaj” klika szybciej i pisze ostrzej. Ostrzej = bardziej wiralowo. Wspólnie budujemy architekturę krzyku – z darmowych cegiełek.


Higiena (nie coaching, procedura)

  • Opóźnij odruch. Zanim udostępnisz, policz do 30: kto, skąd, kiedy, co ryzykuje, jeśli kłamie.
  • Porcjuj. Rano i wieczorem po 15–20 minut „kuracji informacyjnej”. Reszta dnia – życie.
  • Nazywaj, zamiast dopowiadać. „Boję się / nie ogarniam / jest mi źle.” Nazwane uczucie przestaje sterować z cienia.
  • Off-feed. Trzy realne głosy: ktoś bliski, ktoś mądry, ktoś, kto się nie nakręca. Twój triangulator.
  • Cisza przy śmierci. Nie każda trumna potrzebuje tweeta. Czasem potrzebuje milczenia.
  • Zasada starego wideo. Jeśli materiał „idealnie pasuje” – sprawdź datę. Recykling grozy to sport narodowy sieci.
  • Niebo to nie push. Gdy brzęczy – najpierw kto, gdzie, czym, dopiero potem co to znaczy.
  • Słowniczek oszczędnościowy. Oszczędzaj słowa „na pewno”, „oczywiste”, „wszyscy wiedzą”. Drogo kosztują, rzadko się zwracają.

Kąśliwe PS do wszystkich stron

  • Politykom: jeśli każdą tragedię wpychacie w swoją narrację jak w buty dwa rozmiary za małe, to nie „moralny porządek”, tylko łom do sondaży.
  • Mediom: jeśli „pilne” macie co godzinę, to przestaje być pilne. To jest program liniowy paniki.
  • Nam: jeśli każdy z nas chce być prokuratorem, medykiem i analitykiem dronów w jednym, to nie jest obywatelstwo. To jest gra w boga na prepaidzie.

Po co to wszystko?

Nie uratujesz świata porannym postem, ale możesz zatrzymać rozbieg własnego serca. Odmów roli paliwa. W tej maszynie nie ma mety – są tylko kolejne „pilne” i „już wiemy”, zanim cokolwiek wiadomo.

A jeśli pytasz, czy zawsze tak było: mrok był zawsze. Nowe jest to, że mrok ma autoplay i świetny UX. I że nasze prywatne życie płaci abonament za cudze dramaty.

Uważasz materiał za interesujący? Podziel się!

Opublikuj komentarz