Iskra nigdy nie zgaśnie | Hajpowisko #30

Kielce. Miasto, w którym piłka ręczna to nie sport — to stan emocjonalny.
Tu nikt nie mówi „idziemy na mecz”. Tu się mówi: „idziemy na Iskrę.”
Bo nazwy się zmieniają, sponsorzy przychodzą i odchodzą,
ale to, co najważniejsze — zawsze zostaje.
Tu piłka ręczna nie jest dodatkiem do życia.
Tu to życie się wokół niej układa.
Od dzieciaka z szalikiem po dziadka, który pamięta czasy, gdy hala była jeszcze stara, ale duch – ten sam.

Dziś znowu mamy ten moment, który znają tylko prawdziwi kibice.
Ten moment, gdy kurz po triumfach opadł,
a rzeczywistość wjechała z butami.
Kiedy tabelę oglądasz z marsową miną,
a w komentarzach zaczyna się polski klasyk:
„skończyli się”, „czas na zmiany”, „Talant się wypalił”.
Wtedy wiesz, że wróciliśmy do punktu wyjścia.
Bo Iskra zawsze działa w cyklach.
Najpierw błysk. Potem pożar. Potem dym.
I znów płomień.
Nie zawsze w rytmie, nie zawsze z hukiem.
Ale zawsze z tym samym sercem.
Bo w Kielcach nic nie ginie — tu wszystko dojrzewa w bólu.

Iskra nie jest sinusoidą z zegarka.
Bywały sezony, w których błysk zamieniał się w dym szybciej, niż chcieliśmy — kontuzje, budżet, odejścia.
Bywały też takie, gdy po zwątpieniu przychodził realny powrót: najpierw europejski szczyt, potem chudsze miesiące, znów wyjście na prostą.
Nie „zawsze” i nie „z automatu”, tylko dzięki robocie ludzi na Bocznej, dzięki szatni, która trzyma nerw, i trenerowi, który umie rozpalić od resztek żaru.
To nie prawo natury — to charakter żółto-biało-niebieskich.

Ten klub od zawsze był paradoksem.
Z jednej strony – potęga, która przez lata biła Barcelonę, PSG i Veszprem,
z drugiej – klub z miasta, które nie ma ani ropy, ani oligarchy,
za to ma charakter i pierdolone poczucie dumy.
W Kielcach się nie kupuje sukcesu.
W Kielcach się go wyciąga z błota, łokciami i sercem.
Bo tu nie ma gwiazd, co przyjeżdżają na kontrakt i selfie.
Tu są ludzie, którzy potrafią się bić o każdą piłkę,
nawet jeśli cała Europa już nas skreśliła.
I właśnie dlatego dziś jest tak nerwowo.
Bo wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, że w czerwcu pakujemy się na Final Four,
a teraz… trzeba trochę poczekać.
A Kielce to nie miasto, które lubi czekać.
My lubimy działać, wrzeszczeć, wierzyć.

Ale spokojnie.
To nie upadek.
To przesilenie.
A przesilenia w tym mieście zawsze kończą się wybuchem światła.

Lata tłustych sukcesów zrobiły swoje.
Zespół się starzeje, rynek szaleje, sponsorzy nie są z gumy.
Europa pakuje w handball setki milionów,
a my wciąż gramy z portfelem chudszym niż ich catering.
A mimo to – gramy.
I wciąż jesteśmy solą w oku każdego giganta.
I wciąż każdy, kto przyjeżdża na Boczną,
wie, że tu nie ma łatwych punktów.
Bo Kielce mogą być zmęczone, poobijane, z problemami,
ale jak już wejdą w rytm,
to hala zamienia się w piekło,
a bęben brzmi jak serce miasta.

I mimo że dziś jest trudniej,
to właśnie w takich chwilach wychodzi, czym Iskra naprawdę jest.
Nie drużyną do oglądania, tylko symbolem przetrwania.
Bo siła nie rodzi się na paradach mistrzowskich,
tylko wtedy, gdy trzeba utrzymać ogień,
choć wieje wiatr z każdej strony.

Kielce kochają dramat, ale nienawidzą słabości.
To miasto, które cię podniesie, ale wcześniej sprawdzi, czy zasługujesz.
Więc jak tylko coś nie gra,
od razu wszyscy wiedzą lepiej.
Trener zły, transfery złe, motywacji brak.
Ale zanim ktoś wyda wyrok, niech przypomni sobie:
ten sam trener, ten sam klub, ta sama hala
prowadziły nas na szczyt Europy.
I ten sam człowiek — Talant Dujszebajew —
trzyma to wszystko w ryzach,
kiedy inni dawno by już spakowali walizki.
Facet, który zbudował drużynę nie z pieniędzy,
tylko z pasji i dyscypliny.
Człowiek, który przyjechał do Kielc i został jednym z nas.
Nie dlatego, że musiał.
Bo chciał.
Bo zrozumiał, że tu się nie trenuje – tu się żyje tą drużyną

To nie jest gość, który się wypalił.
To jest człowiek, który pali się dalej —
nawet jak wszyscy dmuchają, żeby zgasł.
A jak znam życie – z tego żaru zaraz znowu pójdzie ogień.

Tak, teraz boli.
Tak, jest zgrzyt.
Tak, nie wygląda to jak w folderze EHF.
Ale jeśli ktoś myśli, że to koniec,
to chyba nigdy nie był na Boczną,
nie widział, jak hala potrafi eksplodować,
gdy nasi wejdą w rytm, a Talant szaleje przy linii ,
jakby chciał zmienić bieg losu.
To nie jest koniec.
To pauza.
Krótki moment, żeby złapać oddech,
żeby znów wrócić tam, gdzie nasze miejsce –
na szczyt.
Bo nikt nam tego miejsca nie dał za darmo.
Wszystko wywalczyliśmy.
I jak trzeba będzie, zrobimy to jeszcze raz.

Bo Iskra to nie jest drużyna, która się kończy.
To drużyna, która się odradza.
W kółko.
Wbrew wszystkim, wbrew logice, wbrew rachunkowi zysków i strat.
Bo tam, gdzie inne kluby się wypalają,
Iskra potrafi rozniecić się od nowa —
z tych samych ludzi, z tej samej hali, z tego samego miasta.
Bo Kielce to nie metropolia z budżetem koncernu.
To serce, które bije głośniej niż jakiekolwiek euro.

W Kielcach nie potrzebujemy cudów.
My mamy własny.
I nawet jeśli dziś płomień przygasł,
to każdy, kto chodził na mecze,
kto słyszał bęben, kto czuł ten moment przed gwizdkiem —
wie jedno: to wróci.
Bo to zawsze wraca.
Bo tu nie ma fanów sezonowych.
Tu są ludzie, którzy przyjdą nawet wtedy, gdy wieją przeciągi i tabelę boli oglądać.
Bo wierzą.
Bo byli.
Bo pamiętają.

Kryzys minie.
Zostaną ci, którzy wierzyli, kiedy inni przewracali oczami.
Ci, którzy nie odwrócili się, tylko przyszli na halę jeszcze głośniej.
I właśnie dzięki nim Iskra znów zapłonie.
Jeszcze mocniej, jeszcze głośniej, jeszcze piękniej.
Bo nie da się ugasić tego, co płonie w ludziach

🔥 Bo Iskra to Kielce.
A w Kielcach nie ma rzeczy, których nie da się rozgrzać od nowa.
Nie da się zgasić miasta, które ma w żyłach ogień.
Nie da się stłumić ludzi, którzy nauczyli się wygrywać nawet wtedy, gdy nikt nie daje im szans.
Bo my nie gasimy się po porażkach.
My tylko odpalamy od nowa.

💛🤍💙
Iskra nigdy nie zgaśnie.

Uważasz materiał za interesujący? Podziel się!

Opublikuj komentarz