Korona…(nie)pokonana. Radomiak lepszy w ,,Świętej Wojnie”
Mecze na linii Kielce – Radom od lat elektryzują mieszkańców obu miast, a tym razem nie było inaczej. Atmosfera na trybunach przerosła wszelkie oczekiwania – emocje były niepowtarzalne. Przed pierwszym gwizdkiem kibiców rozgrzał Liroy, wykonując swój utwór, a potem… piłkarze próbowali zadbać o prawdziwe piłkarskie widowisko.
Piłkarska pierwsza randka, początek zapowiadał emocje
Nabuzowani emocjami piłkarze Korony od początku chcieli zaznaczyć swoją dominację i jak najszybciej zrewanżować się za wrześniową porażkę. Nie minęły trzy minuty, a Pau Resta trafił do siatki po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Radomiak, przytłoczony atmosferą na Exbud Arenie, momentami wydawał się ospały.
Temperatura spotkania rosła z każdą minutą, co szczególnie było widać po gospodarzach, którzy często asekurowali rywali nawet we dwóch. Goście jednak szybko się otrząsnęli – w 10. minucie Marco Burch pokonał Rafała Mamlę i doprowadził do wyrównania. Od tego momentu to Biało-Zieloni przejęli inicjatywę i zaczęli nadawać ton grze.
Role odwrócone diametralnie
Po straconej bramce kielczanie zostali zepchnięci na własną połowę. Radomiak naciskał z każdej strony, a od 17. do 20. minuty goście wykonali aż trzy rzuty rożne z rzędu. Jedynym barwnym momentem po stronie gospodarzy były Żółto-Czerwone race dymne, odpalone przez kibicowski młyn. Zamglona murawa mogła stać się atutem Scyzoryków, doskonale znających swój stadion.
Jednak gdy zasłona dymna opadła, obraz gry nie uległ zmianie. W pierwszej połowie brakowało charakterystycznych rajdów Mariusza Fornalczyka, które tego dnia były skutecznie tłumione przez defensywę gości. Nono rozegrał słabe spotkanie, nie potrafiąc odnaleźć się w środku pola.
Ostatni kwadrans pierwszej połowy to typowa polska kopanina – brak celnych strzałów, mnóstwo dośrodkowań z narożnika boiska, a gdy już pojawiały się okazje, zawodnicy zamiast do siatki trafiali w trybuny. Pierwsza połowa rozczarowała kibiców, bo choć emocje na trybunach sięgały zenitu, to, co prezentowali piłkarze, mogło przyprawić o ból głowy.
Zmiana stron nie przyniosła zmiany wyniku
Zmiana stron mogła odmienić nastroje kibiców Korony Kielce, którzy byli głodni – i to nie ze względu na porę obiadową, lecz na brak emocjonującej gry. Podopieczni Joao Henriquesa wyszli z szatni pełni energii i motywacji – jakby dopiero wtedy dotarło do nich, jak ważny mecz rozgrywają.
W 52. minucie Mariusz Fornalczyk miał doskonałą okazję, by wyprowadzić swój zespół na prowadzenie, ale jego celownik nie był odpowiednio skalibrowany. Jęk zawodu rozbrzmiał na trybunach tak głośno, że można było go usłyszeć po drugiej stronie miasta.
60. minuta – kolejna świetna okazja Korony. Gospodarze byli bliscy pokonania Macieja Kikolskiego, ale defensor Radomiaka w ostatniej chwili uprzedził napastników. Chwilę później swój „popis” piłkarskich umiejętności zaprezentował Adrian Dalmau, który ponownie uderzył obok bramki, ku rozpaczy miejscowych fanów.
Korona chcąca zwycięstwa, Radomiak skuteczniejszy
Kolejne minuty to pełna dominacja Korony w każdym aspekcie gry. W 68. minucie gospodarze znów mieli okazję do zdobycia gola, ale i tym razem piłka nie znalazła drogi do siatki – Miłosz Trojak koncertowo zmarnował świetną szansę.
Gdyby za posiadanie piłki przyznawano punkty, Żółto-Czerwoni bez wątpienia zdobyliby ich komplet. Niestety, styl gry à la Pep Guardiola nie zawsze gwarantuje skuteczność, a w tym meczu bramek brakowało jak na lekarstwo. Jak można wpisać się do protokołu meczowego, skoro niemal wszystkie strzały lądują wszędzie, tylko nie w bramce?
Na kwadrans przed końcem Capita wykonał swój popisowy rajd i pokonał Rafała Mamlę precyzyjnym uderzeniem z bliska. Jednak sędzia natychmiast podniósł chorągiewkę, sygnalizując spalonego. Chwilę później emocje sięgnęły zenitu – sędziowie VAR przez dłuższy czas analizowali sytuację, a stadion zamarł w oczekiwaniu. Wreszcie, Szymon Marciniak wskazał na środek boiska.
Końcowe minuty to tradycyjne bronienie wyniku przez Radomiaka. W 87. minucie hiszpański snajper Korony miał jeszcze jedną szansę, ale uderzył wprost w bramkarza. Doliczone osiem minut nie przyniosło już zmiany rezultatu. Stało się – passa Korony Kielce została przerwana, i to w tak ważnym, derbowym starciu z lokalnym rywalem.
Na domiar złego, w samej końcówce Capita ponownie wpisał się na listę strzelców, podwyższając wynik na 1:3 i przypieczętowując zwycięstwo Radomiaka.
Korona Kielce – Radomiak Radom 1:3 (1:1)
Bramki: 1:0 Pau Resta 4, 1:1 Marco Burch 10, 1:2 Capita Capemba 74, 90+4
Korona: Mamla – Smolarczyk (84. Szykawka), Trojak, Resta – Zwoźny (60. Godinho), Nono, Nuno (84. Strzeboński), Pięczek – Długosz (60. Błanik), Dalmau, Fornalczyk.
Radomiak: Kikolski – Burch, Agouzoul, Kingue, Pestka, Jordao (72. Golubickas), Wolski (86. Zie Outattara), Ramos (63. Alves), Tapsoba (63. Capemba), Perotti (63. Dadashov), Grzesik.
Fot. Karol Brzoza



Uważasz materiał za interesujący? Podziel się!
Opublikuj komentarz