NIGDY WIĘCEJ WOJNY! | HAJPOWISKO #13

„Nigdy więcej wojny” – tak głosi napis na Westerplatte. Ale czy jeszcze ktoś go czyta naprawdę? Czy to tylko tło do selfie, kolejna wycieczka szkolna z przewodnikiem i obowiązkowe zdjęcie znicza? Bo dziś te trzy słowa brzmią jak ponury żart. Albo gorzej – jak sarkazm, który historia sama nam napisała.

Bo jeśli wojna to tylko historia – to czemu ciągle umierają ludzie?

Pamiętam dobrze swój pierwszy „kontakt z wojną”. Z tą teraźniejszą. Dzieciństwo, podstawówka, USA wchodzi do Iraku. W telewizji czołgi, zamaskowani żołnierze i tłumaczenie, że to „dla pokoju”. Dla mnie to była nowoczesna wersja II wojny światowej. Mniej czerni i bieli, więcej cyfrowych map i tłumaczeń o „konflikcie interesów”. Nic z tego nie rozumiałem. Ale czułem, że to nie powinno się dziać. W międzyczasie przez moje życie przewinęła się masa konfliktów – zarówno tych dużych, jak i małych. 

Potem przyszła Ukraina. Wojna już nie była gdzieś daleko. Była blisko. Za płotem. Do Polski przyjeżdżają kobiety z dziećmi, dzieci bez ojców, ojcowie z traumą. Uciekali od bomb, od śmierci, od rosyjskiego „wyzwalania”. To już nie była wojna z kronik filmowych. To była wojna, którą widzieliśmy na TikToku, wojna z zapachem strachu na dworcach i z ciszą, która zapada, gdy ktoś próbuje powiedzieć, co zostawił za sobą.

A teraz znów świat się gotuje. Iran. Izrael. USA. Strefa Gazy. Bomby nad Teheranem, rakiety na miasta, ciała wyciągane spod gruzów. Z jednej strony dzieci giną w szkołach w Rafah. Z drugiej – drony przelatują nad Bliskim Wschodem z technologiczną precyzją, jakby chodziło o grę strategiczną. I jedno, i drugie – to śmierć. To cierpienie. To wojna.

A politycy? Jak zwykle chowają się za słowami. „Odpowiedź”, „akcja odwetowa”, „prawo do obrony”. Wszystko ładnie opakowane, gotowe na konferencje prasowe. Żaden z nich nie śpi w piwnicy z dzieckiem na rękach. Żaden nie traci rodziny od jednego uderzenia. Żaden nie odpowiada za te „małe rzeczy”, które potem zostają z człowiekiem na całe życie.

Absurd goni absurd. Konflikt trwa od dziesięcioleci, a my ciągle udajemy, że da się go rozwiązać bronią. A przecież wiemy – każda wojna ma swoje preteksty, swoje hasła, swoje racje. Ale trup jest zawsze ten sam. Zimny. Milczący.

Nie opowiadam się po żadnej ze stron. Bo wojna nie ma stron. Ma tylko ofiary.

Chciałbym wierzyć, że to wszystko jeszcze ma sens. Że świat się zreflektuje. Że ktoś powie dość. Ale chyba nikt już tego nie zrobi. Bo kiedy jeden kraj kończy walkę, drugi ją zaczyna. Kiedy jedno dziecko przestaje płakać, drugie już nie ma głosu. I tak kręci się ta spirala, od której wszystkim powinno się robić niedobrze. Tylko że przyzwyczailiśmy się. Bo wojna stała się „czymś, co się dzieje”.

A przecież miało być inaczej. Przysięgaliśmy to sobie. Na Westerplatte. W muzeach. W hymnów słowach. Miało już nigdy nie być wojny. I co? 

I nic.

Może i u nas jest spokój. Jednak pamiętajmy, że pokój nie jest dany raz na zawsze. Musimy pielęgnować to co mamy. 

Bo wojna dalej jest. Tyle że teraz to nie my za nią płacimy. Więc udajemy, że to nie nasz rachunek.

Hajpowisko to cotygodniowy cykl felietonów ukazujący świat w krzywym zwierciadle. Piszemy o wszystkim i o niczym, bez tabu.

Uważasz materiał za interesujący? Podziel się!

Opublikuj komentarz