Ten dzień zapamiętaliśmy na zawsze
10 kwietnia 2010 roku miał być zwykłym dniem. Niestety, został zapamiętany jako jeden z najtragiczniejszych w najnowszej historii Polski. Mija 15 lat od katastrofy smoleńskiej, a mimo to wszyscy doskonale pamiętamy, co się wtedy stało i co robiliśmy tej feralnej soboty. To tylko obrazuje jak bardzo traumatyczne było to wydarzenie dla wszystkich Polaków.
To miała być zwykła sobota
10 kwietnia 2010 roku. Dzień rozpoczyna się normalnie. Jest sobota. Jak zwykle spędzam ją siedząc u dziadków w domu. Nic nie zaburza naturalnego rytmu dnia na podkieleckiej prowincji. Siedzę w kuchni, zajadając śniadanie. Babcia obiera już ziemniaki na obiad, a wujek – brat mojej mamy, wychodzi z domu, żeby spotkać się z kolegami. Pogoda nie jest najlepsza. Unosi się lekka mgła, która powoduje dziwny niepokój. Przechodzę do pokoju, aby nareszcie wyciągnąć pudełko klocków LEGO i beztrosko zacząć się bawić. Wchodzi babcia, która prosi mnie, abym przyniósł jej drewno na opał. Po chwili wracam. Na kuchennym stole czeka ciepła herbata. Jest kilka minut przed godziną 10. Nagle drzwi otwierają się z hukiem. Do środka wbiega zdyszany i zdenerwowany wujek, który wypowiada dziwne słowa. Nie zapomnę ich chyba nigdy.
– Prezydent nie żyje – opowiada łamiącym głosem.
Wszyscy stajemy jak wryci. Babcia nie wierzy słowom wujka i kręci głową
– Naprawdę? Prezydent nie żyje? Ale jak to? – zapytała zaskoczona.
– Tak! Samolot się rozbił. Mówili w telewizji – wykrzyczał wujek, który podbiegł do kineskopowego Phillipsa, który stał na stoliku koło okna.
Po chwili na jego ekranie pojawiło się żałobne zdjęcie Lecha i Marii Kaczyńskich. Nastąpiła kompletna cisza, w domu i na antenie TVP. Po chwili słychać drżący głos redaktorów. Zdaję sobie sprawę, że stało się coś naprawdę ważnego.
– Potwierdzamy. W Smoleńsku rozbił się prezydencki Tu-154m. Na pokładzie znajdowało się 96-iu pasażerów. Nie żyje prezydent Lech Kaczyński i jego żona Maria. Prowadzona jest akcja ratunkowa – powiedział prezenter Telewizji Polskiej.
Program jest przerwany. Cały czas podawane są nowe ustalenia. Przełączamy na TVN. Widać czarno-biały napis – Katastrofa w Smoleńsku. Polsat – to samo, czarna wstążka przy charakterystycznym słoneczku. Wypowiadane są słowa, które bardzo rezonują w mojej młodej głowie – katastrofa, tragedia, śmierć. Wszyscy siedzimy w pokoju, oglądając relacje ze Smoleńska. Babcia zaczyna odmawiać ,,Wieczny odpoczynek”, wtórujemy jej. W odbiorniku widać ogromne zamieszanie, ludzie płaczą, wyją syreny. Nie wiadomo kiedy mija godzina. Wszyscy wpatrujemy się w odbiornik, siedzimy w milczeniu. Po chwili babcia wstaje i zajmuje się swoimi obowiązkami, ale cały czas zerka co się dzieje. Wujek wychodzi z domu, żeby pomóc dziadkowi. Ja oglądam dalej, klocki już nie mają znaczenia. Słucham wypowiedzi ekspertów. Odczytywane są kolejne nazwiska. Niczego nie rozumiem. Widzę bezbarwne twarze osób, które jeszcze kilka dni temu oglądałem w „Wiadomościach” i „Faktach”. Trudno jest mi pojąć, że już nie żyją. W końcu wracam do normalności, ale telewizor cały czas działa. Atmosfera w domu jest grobowa. Wieczorem oglądamy transmisję spod Pałacu Prezydenckiego. Krakowskie Przedmieście, ludzie składają kwiaty i zapalają znicze – dziesiątki, setki, tysiące jasnych świateł. Tego dnia nic innego nie pojawia się w głównych wydaniach programów informacyjnych. Tylko najnowsze ustalenia o katastrofie. Wiem, że tego dnia nigdy nie zapomnę.
Mijają kolejne lata. Politycy wykorzystują katastrofę do własnych celów. Z czasem zapominamy, co nas wtedy połączyło. Na pewno – strata, zaskoczenie, ogrom tragedii. Nikt się jej nie spodziewał. Każdy z nas może odtworzyć, co robił 10 kwietnia 2010 roku, co wówczas czuł. Według ustaleń komisji badających przyczyny zdarzenia, do katastrofy doprowadził szereg ludzkich błędów, które miały tragiczne konsekwencje. Na moment wszyscy w Polsce się połączyliśmy, na chwilę usiedliśmy razem, aby obejrzeć, co się wydarzyło. Pojednali się politycy wrogich obozów, uklęknęli, wspólnie się modlili. W następnych latach wypadek w Smoleńsku stał się przyczyną narodowego rozłamu, teorii spiskowych. Po 15 latach powinniśmy przypomnieć sobie, co nas wtedy połączyło, aby wyciągnąć najważniejszą lekcję z tej tragedii, żeby być razem nie tylko w trudnych chwilach.

Uważasz materiał za interesujący? Podziel się!
Opublikuj komentarz